1. In Action
Wszystko co robimy, zaczyna się
zawsze od pomysłu.
Jedna mała myśl zaszczepiona w naszej głowie, potrafi
wywrócić życie do góry nogami lub sprawić, że nasze istnienie będzie miało
sens. Każda podjęta przez nas decyzja kieruje nas na przód, lub cofa,
równocześnie ucząc, że życie jest pełne niespodzianek tych dobrych jak i tych
złych. Biorąc życie w swoje ręce, możemy wynieść się na wyżyny i spełnić każdy
podjęty przez siebie cel. I tak właśnie było ze mną...
Głupi pomysł, który wpadł mi do
głowy, kiedy byłam małą dziewczynką, przerodził się w plan na życie. Pewnego
dnia pani w szkole zapytała mnie co chcę w życiu robić, a ja nie wiedząc co
odpowiedzieć, wykrzyczałam z zapałem godnym kilkuletniego dziecka: „Chcę być
policjantką!”. I właśnie ten moment sprawił, że czułam się w życiu spełniona i
od kilkunastu lat pracowałam w nowojorskiej policji, jako ceniony detektyw.
Moje prywatne życie nie było
urozmaicone, ale nie przeszkadzało mi to. Praca była moją pasją i zarazem
nauczycielem. Kochałam to robić i choć czasem pałałam do tego nienawiścią,
wiedziałam, że nie wyobrażam sobie życia bez tej codziennej dawki adrenaliny i
poczucia, że robię coś dobrego dla innych. Nie istniało dla mnie nic innego i
chyba to w największej mierze przyczyniło się do mojego sukcesu i awansu.
Siedziałam przy dużym stole,
znajdującym się w salonie mojego mieszkania i popijając kawę na rozbudzenie
przeglądałam stertę papierów. Próbowałam doszukać się czegokolwiek, co mogliśmy
pominąć w sprawie seryjnego mordercy, niejakiego Stevense’a. Były już trzy
morderstwa, które mogliśmy połączyć ze sobą i dopisać do profilu tego
człowieka. Ciała porzucone przez niego, zawsze posiadały charakterystyczne
znaki wycięte przed śmiercią ofiary na klatce piersiowej oraz zawsze wyglądały
tak samo. Wyglądało na to, że z nami pogrywał, ponieważ nie krył tego, że dane
zabójstwo jest jego sprawką. Zawsze się podpisywał. Nauczona wieloletnim
doświadczeniem wiedziałam, że najprawdopodobniej jest chory psychicznie i jest
to dla niego pewnego rodzaju zabawa. W końcu kto normalny popełniałby takie
przestępstwa z zimną krwią nie mając w tym żadnego celu, poza zabijaniem?
Sprawdzaliśmy każdą ofiarę po kolei i w żaden sposób nie były powiązane ani ze
sobą, ani tym bardziej z nim. Były zupełnie przypadkowe, co utrudniało sprawę
ponieważ nijak nie mogliśmy wydedukować tego, kto może być jego następną
ofiarą. Dodatkowo, pomimo tego, że doskonale wiedzieliśmy kim był i jak
wyglądał, był dla nas nieuchwytny. Za każdym razem zastanawiałam się ile osób
jeszcze będzie musiało zginąć, żebyśmy w końcu mogli go złapać i właśnie
dlatego zamiast spać, siedziałam od kilku godzin i dokładnie przyjrzałam się
wszystkim raportom i papierom na jego temat. Musiałam w końcu coś znaleźć, bo
nie potrafiłam spać spokojnie nic nie robiąc. Odcięłam się na tydzień od
znajomych i rodziców i nie uznawałam niczego poza pracą. Jak już wspominałam,
była to bardzo ważna część mojego życia i wolałam nie rozpraszać się, żeby w
końcu móc ruszyć dalej i złapać tego złoczyńcę.
Otwarłam ponownie grubą kartotekę
na pierwszej stronie i przyjrzałam się jego twarzy. Ostre rysy, brązowo-rude
włosy i ten uśmiech... Nie było nic gorszego od tego pieprzonego uśmiechu.
Patrząc na to zdjęcie, można było wyczytać z jego myśli „Uważaj, bo możesz być
następna!”. Wpatrywałam się w niego, choć jego wygląd był dokładnie wyryty w
mojej pamięci. Każdy szczegół widziałam, jakbym spoglądała na to zdjęcie. Nie
dawało mi to spokoju.
Zaczęłam czytać akty zgonu i
notatki patologa, który niejednokrotnie na moje polecenie przyjrzał się ciałom
ofiar Stevense’a. Przeczytałam słowa, które znałam już na pamięć: „Ofierze
wycięto celtycki znak na piersi przed śmiercią, oznaczający cztery kierunki
świata, oraz cztery pory roku. Następnie zadano kilka ciosów tępym narzędziem w
prawy bok a na końcu uduszono, co w efekcie końcowym spowodowało śmierć
ofiary.” Pieprzony fanatyk. Jak można mieć jakąkolwiek frajdę z zabijania
niewinnych ludzi? Już bardziej uzasadnione są zbrodnie popełnione po zdradzie,
z zazdrości czy czegoś innego... Wtedy, kiedy ma się powód, a jego powodem,
jest co? Chory umysł?! Westchnęłam głęboko zamykając kartotekę i sięgając po
kubek z kawą, kiedy leżący obok telefon się rozdzwonił i zmącił panującą dotąd
ciszę.
- Sheffield, przy telefonie.
- Huh, nie sądziłem, że aż tak
szybko odbierzesz. Kolejna bezsenna noc? – usłyszałam dobrze znany mi, zaspany
głos Paul’a.
- U ciebie też?
- Nie do końca, przed chwilą
dzwonił szef. Musimy jechać, znaleźli kolejne ciało. Pewnie za chwilę
zadzwoni...
- Już jadę. – nie dałam mu
dokończyć, tylko rozłączyłam się i dopijając kawę, porwałam z przedpokoju
płaszcz i kluczyki od samochodu. Zbiegłam szybko do podziemnego parkingu i
wsiadłam do mercedesa, wyjeżdżając z piskiem opon na zewnątrz. Po drodze
zadzwonił szef, więc włączyłam go na głośnomówiący i kontynuowałam moją podróż
po mniej lub więcej opustoszałych ulicach Nowego Jorku.
- Tak szefie? – odezwałam się
pośpiesznie, skręcając w uliczkę, dzięki której mogłam zaoszczędzić na czasie.
- Znaleźliśmy kolejne ciało
Stevense’a. Chyba mamy poszlakę.
- Jestem w drodze, Evans do mnie
dzwonił. Będę za dziesięć minut.
- Dobrze. Pośpiesz się Sheffield,
możliwe że będziemy mieć przełom. – tymi słowami Andrews zakończył rozmowę, a
ja słysząc je, wcisnęłam pedał gazu. W końcu pojawiła się nadzieja na
zakończenie tej cholernej sprawy.
Gdy weszłam do sali
konferencyjnej, zauważyłam że zleciało się prawie pół komisariatu. Co prawda
sprawa należała do mnie i Evans’a, ale wszyscy byli w nią zaangażowani i
wszystkim zależało na jej zamknięciu. W pojedynkę raczej nic byśmy nie
zdziałali. Podeszłam do Andrews’a, który najwyraźniej prowadził ożywioną
rozmowę z Paul’em i momentalnie zwrócił na mnie swoją uwagę.
- Sheffield, dobrze że jesteś.
Mamy kolejne ciało. Kobieta, trzydzieści siedem lat, rozwiedziona. Zabita
dokładnie tak jak pozostałe ofiary.
- Ma jakieś dzieci?
- Tak, są u dziadków.
Powiadomiliśmy już ojca, powinien być tu za niedługo. – kiwnęłam głową i
zwróciłam się do jednego z policjantów.
- Tom! – gdy mężczyzna się
odwrócił i odnalazł mnie wzrokiem kontynuowałam moją wypowiedź. – Jak były mąż
ofiary tu przyjedzie, przesłuchajcie go. To bardzo ważne, nie możemy stracić
ani minuty na bezczynne siedzenie.
- Jasne – odpowiedział zwięźle
brunet i wrócił do pisania jakiś raportów. Evans przyczepił nowe zdjęcia z
miejsca zbrodnii na dużą tablicę, na której znajdowały się dowody innych
zbrodnii pokonanych przez Stevense’a. Przyjrzałam się im i skrzywiłam się na
myśl o kolejnej niewinnej ofierze. Ten psychopata właśnie pozbawił dwójki dzieci
ich matki... Kto wie do czego jeszcze się posunie? Podeszłam do Evans’a i
zaczęłam dokładnie analizować podobieństwa popełnionych zbrodnii. Było czarno
na białym wiadome, że to on jest ich sprawcą.
- Przeglądaliście już nagrania z
kamer znajdujących się w pobliżu? – spytałam cofając się i biorąc plik kartek z
wszystkimi informacjami dotyczącymi nowego zabójstwa.
- Tak, Nick im się przygląda.
Miał mi dawać od razu znać, jak zobaczy coś podejrzanego.
Usiadłam na obrotowym krześle i
rzuciłam na biurko wszystkie dokumenty. Zapoznawałam się z notatkami patologa i
opisem miejsca przestępstwa. Każdy szczegół miał duże znaczenie. Nie zdążyłam
doczytać wszystkiego do końca, jak usłyszałam podniesiony głos Nick’a.
- Amanda! Paul, chodźcie szybko!
– krzyknął, a my równocześnie zerwaliśmy się ze swoich miejsc i podeszliśmy do
biura na przeciwko.
- Co tam masz? – spytałam
nachylając się nad monitorem komputera.
- Nie był tam sam. Zauważyłem
przypadkową osobę, która pojawiła się tam podczas gdy Stevense zaciągał do tego
bunkra swoją ofiarę. – Przyjrzałam się dokładnie i zauważyłam mężczyznę, na oko
średniego wzrostu o blond włosach, które zdecydowanie odróżniały się na tle
ciemnego obrazu.
- Mógłbyś przybliżyć tak, żebyśmy
sprawdzili kto to jest? Dasz radę przeszukać bazę?
- Jasna sprawa! – odpowiedział
pośpiesznie i obrócił się spowrotem do monitora, wstukując szybko coś w
klawiaturę.
Zastukałam energicznie do drzwi i
usłyszałam szczekanie psa w oddali. Właściciel domu raczej nie spał, ponieważ w
salonie obok paliła się lampka, dająca delikatną poświatę a sam mężczyzna
wciągu kilku minut pojawił się w drzwiach mieszkania otwierając na oścież
drewnianą powłokę.
- Kim jesteś? – wrzasnął i
dopiero wtedy zauważyłam że trzyma w rękach wiatrówkę, celując prosto we mnie.
Uniosłam ręce do góry w geście obronnym i zaczęłam mówić spokojnym głosem.
- Spokojnie, jestem z policji. –
Sięgnęłam bardzo powoli do kieszeni i wyciągnęłam z niej odznakę, ponieważ
mężczyzna nie wydawał się być zbytnio przekonany do moich słów. Nie spuszczając
ze mnie wzroku ani broni, sięgnął ostrożnie po odznakę i zaczął jej się uważnie
przyglądać, spoglądając to na nią, to na mnie. – Zgaduję, że wiesz dlaczego się
tu znalazłam i oczekiwałeś kogoś innego. – powiedziałam, gdy on spuścił broń i
zaprosił mnie gestem ręki do środka.
- W ogóle nie wiem jak to się
stało. Szedł z tą kobietą a ja stałem i patrząc mu prosto w oczy nic nie
zrobiłem. Odrętwiałem z przerażenia, kiedy powiedział mi, że mną zajmie się
później... – westchnął mężczyzna siadając na kanapie.
- Wiem, że ktoś taki jak on nie
zostawiłby świadka morderstwa na wolności, dlatego też tu jestem. W takich
przypadkach powinieneś od razu się do nas zgłosić, a nie działać na własną
rękę, ale nie o tym tutaj. Zapewne pojawi się tu w niedługim czasie, więc będę
potrzebowała twojej pomocy, dobrze? – spytałam, a blondyn dalej lekko się
trzęsąc pokiwał głową. – Dobrze. Musisz iść teraz ze mną i pokazać mi wszystkie
tylne wejścia i okna, znasz ten dom zapewne jak własną kieszeń a mi to bardzo
ułatwi zadanie. Zastawimy na niego pułapkę, w której ty nie będziesz brał
udziału. Do tego załóż to, na wszelki wypadek – wyciągnęłam z dużej torby
kamizelkę kuloodporną i podałam mężczyźnie. – Zaraz mój partner odprowadzi cię
do samochodu który stoi ulicę dalej, gdzie będziesz bezpieczny. Będziesz musiał
tam siedzieć z dwoma policjantami do końca akcji. Czy ktoś tu jeszcze jest?
- Nie. Moja żona z dziećmi
wyjechała na weekend do rodziców. Jestem sam. – odpowiedział, a ja pokiwałam
głową. Gdy ubrał kamizelkę i oprowadził mnie pokazując mi wszystkie możliwe
wejścia do domu, wróciliśmy na parter a chwilę później pojawił się Paul, który
ostrożnie wyprowadził mężczyznę z dala od budynku. Zgasiłam wszystkie światła i
podeszłam do torby, ładując mojego glocka. Sprawdziłam jeszcze raz czy mam
bezpośredni kontakt z „bazą” poprzez słuchawkę w uchu i usiadłam na kanapie w
salonie, obserwując teren. Przez bardzo długi czas nic się nie działo. W
zasadzie nie mieliśmy pewności, że Stevense się tu pojawi. Stawiałabym jakieś
dziewięćdziesiąt procent szans, ale zawsze pozostawało te dziesięć, które były
niewiadomą. Siedziałam w całkowitej ciemności, więc miałam czas na
przemyślenia. Zastanawiałam się nad tym, co może kierować takim człowiekiem.
Nienawiść? Ale do kogo i czego? Za każdym razem sprawdzamy jakiekolwiek
powiązania ofiar i nie ma zupełnie żadnych. Jak to możliwe, że ktoś po prostu
taki jest? Skoro nie ma motywu to co nim kieruje i co tak naprawdę dzieje się w
jego głowie? Nie wierzę w to, że jest zdrowy. Zdrowy człowiek nigdy nie
zrobiłby czegoś takiego. A może jednak się mylę? Zawsze zastanawiała mnie
zbrodnia od strony psychologicznej. Co popycha ludzi do popełnienia
przestępstwa i jak unikają wyrzutów sumienia? Kiedy się nad tym zastanawiałam,
stwierdziłam, że nie mogłabym świadomie kogoś zamordować. Znienawidziłabym
siebie za to i nie wytrzymałabym tego psychicznie. Sumienie by mnie zniszczyło,
więc jak na przykład taki Stevense tego unika? Jak sprawia, że nie przejmuje to
kontroli nad jego umysłem i dalej robi co robi?
Paul dalej nie przychodził.
Zastanawiałam się ile jeszcze będę musiała tu siedzieć w samotności i czekać na
nieuniknione, zanim mój partner uraczy mnie swoją obecnością. Przymknęłam oczy
i oparłam się o tył kanapy. Czasami akcje w nocy potrafiły być nużące,
szczególnie jak w pobliżu nie było żadnej dawki kofeiny. Przez chwilę nawet
zastanawiałam się, czy nie pójść do kuchni i nie zrobić sobie kawy (w końcu
chyba każdy taką w domu posiada, prawda?), ale stwierdziłam, że najgłupszą
rzeczą jaką mogę w tym momencie robić, to parzyć kawę, podczas gdy Stevense tu
niepostrzeżenie wejdzie i zastrzeli mnie nie wiedząc, co innego może zrobić. W
końcu czego można się spodziewać po chorym psychicznie człowieku?
Drzwi domu się otwarły a ja
odruchowo się spięłam i sięgnęłam ręką do broni. Zimna faktura metalowej
obudowy wydawała się być idealnie dopasowana do mojej dłoni. Wyciągnęłam glocka
przed siebie i celowałam w ciemność, z której zaczęła wychodzić postać.
- Stój – krzyknęłam i człowiek
przede mną się zatrzymał.
- Amanda, to ja! – usłyszałam
znajomy głos Paula i bez wahania opuściłam broń, wydychając powietrze z płuc.
- Przepraszam, już myślałam, że
to Stevense, a ja nie mam żadnego ubezpieczenia – schowałam glocka do
skórzanego etui przy pasku od spodni i spowrotem usiadłam. Paul zajął miejsce
obok mnie i zgasił latarkę. Minęło dobre kilkanaście minut od tego momentu,
kiedy w końcu postanowiłam się odezwać. Ta cisza mi ciążyła i czułam, że jeżeli
zaraz z nim nie porozmawiam, to bez wątpienia zasnę.
- Co tam słychać u Jane i
dzieciaków? Jak się czuje? – uśmiechnęłam się na myśl o sympatycznej żonie
Paula. Bardzo ją lubiłam i zawsze kiedy Paul zapraszał mnie na jakiegoś grilla
lub luźne spotkanie, nie brakowało nam przeróżnych tematów do rozmów.
- W zasadzie to po staremu. Już
ma zachcianki i co chwilę tylko muszę jeździć do sklepu po ogórki kiszone,
słoik nutelli albo inne dziwne rzeczy. Ostatnio zachciało jej się truskawek i
zjadła pół koszyka, oglądając ckliwe romansidło – zaśmiał się a ja mu
zawtórowałam.
- To już wiem czemu ostatnio tak
chętnie przesiadujesz w biurze...
- Taaaak, gdyby nie to, że trzeba
za każdym razem odebrać Krissy z przedszkola, to pewnie siedziałbym jeszcze
dłużej – powiedział rozbawiony. – Znam już chyba wszystkie znaczące kwestie z
„Preety Woman” i „Zaręczyn po
irlandzku”... No serio, ja rozumiem raz, dwa, lub nawet trzy by przeszły, ale
milion?! – znów roześmiałam się słysząc jego słowa.
- Widzę, że masz ciekawie...
Naprawdę cię podziwiam Paul. Nie wiem jak ty to robisz, że godzisz pracę z
życiem rodzinnym. Jesteś mężem, wspaniałym ojcem i do tego pracujesz w wydziale
zabójstw, nie każdy by się na coś takiego odważył. Sama nie wiem, czy
kiedykolwiek byłabym w stanie prowadzić takie życie... Czy w ogóle bym takiego
życia chciała...
- Daj spokój, to nie jest takie
trudne kiedy kogoś kochasz. Powiem ci szczerze, że też miałem takie obawy,
dlatego tak długo przeciągaliśmy datę ślubu, ale gdy zobaczyłrm Jane na ślubnym
kobiercu i spojrzałem jej w oczy, wiedziałem, że to jest to. Kiedy urodziła się
Krissy i trzymałem ją pierwszy raz w ramionach, zrozumiałem, że nie ma nic
cenniejszego od rodziny. Codziennie jak wracam z pracy a ta kruszyna rzuca mi
się w ręce i zawiesza na szyi, nagle cały stres znika i czuję się jak
najszczęśliwszy facet na ziemi, który właśnie wygrał los na loterii. Tak
naprawdę, myślę, że nie da się tego ubrać w słowa, dopóki się tego nie
przeżyje. – Widziałam oczyma wyobraźni, jak Paul teraz się uśmiecha. Czasem
zazdrościłam mu tego wszystkiego, ale gdy głębiej się nad tym zastanawiałam,
było jasne, że nie mogłabym spełniać się w tylu rolach tak jak on. To, że nie
mam własnej rodziny nie licząc rodziców i dalszych krewnych, sprawia, że jestem
jedną z najlepszych i nic mnie nie rozprasza. Po prostu wybrałam na moją życiową
drogę- bycie detektywem policyjnym. Nie byłam pewna, czy porzucenie tego na
rzecz męża, dzieci i wspólnego domu w ogóle wchodziło w grę i czy potrafiłam to
kiedyś po prostu zostawić.
Paul miał jeszcze coś powiedzieć,
ale uciszyłam go cichym szeptem i zaczęłam nasłuchiwać. Bez wątpienia ktoś
majstrował w zamku i nie wydawały się to być odgłosy przekręcanego klucza.
Cicho podeszłam do okna i odchyliłam zasłonkę by zobaczyć kto to. Osobnik był
zgarbiony przy zamku od drzwi i stał tyłem do mnie, więc nie mogłam
jednoznacznie tego stwierdzić, aczkolwiek posturą przypominał mężczyznę.
Włączyłam słuchawkę w uchu, która była moją łącznością z resztą.
- Podejrzany próbuje włamać się
do domu, odbiór – szepnęłam nie spuszczając z niego wzroku i wyciągając
spowrotem pistolet.
- Dasz radę go zdjąć?
- Nie mogę, nie mam pewności, że
to on.
- Poczekaj aż wejdzie i przygotuj
się na czysty strzał. – Gdy usłyszałam słowa w słuchawce, przesunęłam się i
ustawiłam w najdogodniejszej pozycji do strzału w razie gdyby to był Stevense.
Już wcześniej pozwolili nam go postrzelić w razie wypadku, aby nie miał jak
uciec. Myślę, że gdyby zginął podczas akcji, też nie mielibyśmy u szefostwa
zbyt dużych kłopotów.
Kątem oka widziałam jak Paul
ustawia się za mną. Nasłuchiwałam mozolnych prób otwarcia zamka w drzwiach.
Serce biło coraz szybciej a adrenalina skoczyła w bardzo krótkim czasie,
szczególnie wtedy, kiedy kręcenie w zamku ustało i było słychać naciśnięcie
klamki. Wszystko działo się w bardzo krótkim czasie, charakterystyczny dźwięk otwarcia
drzwi, i krzyk Paula, gdy nieznana postać znalazła się w środku domu.
- Stój! Ręce do góry, policja! –
zobaczyłam tylko jak mężczyzna zerwał się do biegu i momentalnie ruszyłam za
nim. Wbiegł po schodach, jakby miał tam jakąś drogę ucieczki. Dziękowałam w tym
momencie sobie w myślach za regularne treningi, bo schody były stosunkowo
długie. Wbiegłam co drugi stopień na samą górę i zobaczyłam jak podejrzany
znika w pokoju na końcu korytarza. Gdy znalazłam się w pokoju, najpewniej
należącym do dziecka ze względu na zabawki porozrzucane na podłodze, Stevense
był już za oknem. Szybko podbiegłam tam i zobaczyłam go idącego po daszku.
Przycisnęłam guzik przy słuchawce w uchu i powiedziałam pośpiesznie: Podejrzany
zeskoczył z dachu po zachodniej stronie domu. Powtarzam, zachodnia strona domu.
Pobiegłam spowrotem na dół po krętych schodach i wybiegłam z domu. Na całe
szczęście Paul zareagował najszybciej i biegł już za mężczyzną. Widząc w którą
stronę się kierują, pobiegłam naokoło, żeby zagrodzić mu drogę. Widziałam w
oddali jak Stevense zapędzony w kozi róg zatrzymał się i wyciągnął z kieszeni
przedmiot, szybko się zorientowałam że jest to pistolet po tym, jak zaczął nim
celować w Paula. Słyszałam krzyki, ale było to zbyt daleko, żebym rozróżniła słowa.
Paul stał z rękoma podniesionymi w górę niezdolny jakkolwiek zareagować.
Zaczęłam szybko myśleć, jak mogę dostać się tam niezauważona. Dookoła
znajdowały się budynki jakiś korporacji i jedyną drogą była ta z której
przybiegli oni. Zerwałam się szybko i pobiegłam do drzwi jednego z nich.
Zaczęłam szarpać drzwi, ale nie ustępowały. „Szlag!” wymknęło mi się i zaczęłam
krzyczeć do słuchawki. – Gdzie wy do jasnej cholery jesteście?! Paul wpadł.
Modliłam się by następne drzwi nie były zamknięte. Spróbowałam je
otworzyć i nic. Już zaczęłam się wycofywać, gdy przy drzwiach pojawił się
potężny, czarnoskóry ochroniarz. Przycisnęłam do szyby odznakę i po chwili
otworzył drzwi zaczynając coś mówić, lecz ja szybko pobiegłam do ściany od
strony zaułka w którym znajdywali się Paul i Stevense. Widziałam jak Stevense
chodzi ze spluwą wymierzoną w Paula w te i spowrotem, zastanawiając się co
zrobić. Nie mogłam dłużej czekać i narażać życia partnera. Ustawiłam się przy
oknie i wycelowałam w Stevense’a. Myślałam, że może się zawaham, ale ręka nawet
mi nie drgnęła gdy wycelowałam w jego nogę i postrzeliłam go w udo, przy samej tętnicy.
Podejrzany upadł i z jego nogi popłynął strumień krwi a Paul wykorzystał moment
i poderwał się, by zakłuć go i odebrać broń, która nadal znajdowała się w jego
ręce. Odetchnęłam z ulgą i dopiero w tym momencie poczułam, jak wielki ciężar
spada z mojej klatki piersiowej. Usiadłam przy ścianie i schowałam twarz w
ręce, oddychając głęboko. Dopiero teraz zrozumiałam, jak zdenerwowałam się, gdy
zobaczyłam partnera w takim niebezpieczeństwie. Podszedł do mnie strażnik i
spytał czy wszystko w porządku. Uśmiechnęłam się i w końcu mogłam powiedzieć,
że po długim czasie tak.
Nie sądziłam, że z kilku zdań, które miały Cię zainspirować wyjdzie coś tak ciekawego! Zastanawiam się jak rozwiniesz dalej akcję i kiedy poznamy... chyba nie powinnam zdradzać tego imienia ;)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Xx.
PS Jak ja lubię czytać prawdy życiowe na początku rozdziału!
Nie sądziłam, że z kilku zdań, które miały Cię zainspirować wyjdzie coś tak ciekawego! Zastanawiam się jak rozwiniesz dalej akcję i kiedy poznamy... chyba nie powinnam zdradzać tego imienia ;)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Xx.
PS Jak ja lubię czytać prawdy życiowe na początku rozdziału!
Chyba tylko mogę się cieszyć, że Ci się podoba, bo było napisane dla Ciebie, więc Twoje słowa, to dla mnie podwójna satysfakcja! Xx.
UsuńPS. Hmm... postaram się zapamiętać ;p
Huhuhu a już myślałam że nie można komentować jako anonim a tu jednak ^.^ i tak pewnie wiesz, kto to, ale wciąż... C: ciekawie się zaczyna, muszę powiedzieć c: Aż chce się dalej czytać :D informuj jak się domyślisz kto to
OdpowiedzUsuń