środa, 15 lipca 2015

1

1. In Action

Wszystko co robimy, zaczyna się zawsze od pomysłu.
Jedna mała myśl zaszczepiona w naszej głowie, potrafi wywrócić życie do góry nogami lub sprawić, że nasze istnienie będzie miało sens. Każda podjęta przez nas decyzja kieruje nas na przód, lub cofa, równocześnie ucząc, że życie jest pełne niespodzianek tych dobrych jak i tych złych. Biorąc życie w swoje ręce, możemy wynieść się na wyżyny i spełnić każdy podjęty przez siebie cel. I tak właśnie było ze mną...
Głupi pomysł, który wpadł mi do głowy, kiedy byłam małą dziewczynką, przerodził się w plan na życie. Pewnego dnia pani w szkole zapytała mnie co chcę w życiu robić, a ja nie wiedząc co odpowiedzieć, wykrzyczałam z zapałem godnym kilkuletniego dziecka: „Chcę być policjantką!”. I właśnie ten moment sprawił, że czułam się w życiu spełniona i od kilkunastu lat pracowałam w nowojorskiej policji, jako ceniony detektyw.
Moje prywatne życie nie było urozmaicone, ale nie przeszkadzało mi to. Praca była moją pasją i zarazem nauczycielem. Kochałam to robić i choć czasem pałałam do tego nienawiścią, wiedziałam, że nie wyobrażam sobie życia bez tej codziennej dawki adrenaliny i poczucia, że robię coś dobrego dla innych. Nie istniało dla mnie nic innego i chyba to w największej mierze przyczyniło się do mojego sukcesu i awansu.
Siedziałam przy dużym stole, znajdującym się w salonie mojego mieszkania i popijając kawę na rozbudzenie przeglądałam stertę papierów. Próbowałam doszukać się czegokolwiek, co mogliśmy pominąć w sprawie seryjnego mordercy, niejakiego Stevense’a. Były już trzy morderstwa, które mogliśmy połączyć ze sobą i dopisać do profilu tego człowieka. Ciała porzucone przez niego, zawsze posiadały charakterystyczne znaki wycięte przed śmiercią ofiary na klatce piersiowej oraz zawsze wyglądały tak samo. Wyglądało na to, że z nami pogrywał, ponieważ nie krył tego, że dane zabójstwo jest jego sprawką. Zawsze się podpisywał. Nauczona wieloletnim doświadczeniem wiedziałam, że najprawdopodobniej jest chory psychicznie i jest to dla niego pewnego rodzaju zabawa. W końcu kto normalny popełniałby takie przestępstwa z zimną krwią nie mając w tym żadnego celu, poza zabijaniem? Sprawdzaliśmy każdą ofiarę po kolei i w żaden sposób nie były powiązane ani ze sobą, ani tym bardziej z nim. Były zupełnie przypadkowe, co utrudniało sprawę ponieważ nijak nie mogliśmy wydedukować tego, kto może być jego następną ofiarą. Dodatkowo, pomimo tego, że doskonale wiedzieliśmy kim był i jak wyglądał, był dla nas nieuchwytny. Za każdym razem zastanawiałam się ile osób jeszcze będzie musiało zginąć, żebyśmy w końcu mogli go złapać i właśnie dlatego zamiast spać, siedziałam od kilku godzin i dokładnie przyjrzałam się wszystkim raportom i papierom na jego temat. Musiałam w końcu coś znaleźć, bo nie potrafiłam spać spokojnie nic nie robiąc. Odcięłam się na tydzień od znajomych i rodziców i nie uznawałam niczego poza pracą. Jak już wspominałam, była to bardzo ważna część mojego życia i wolałam nie rozpraszać się, żeby w końcu móc ruszyć dalej i złapać tego złoczyńcę.
Otwarłam ponownie grubą kartotekę na pierwszej stronie i przyjrzałam się jego twarzy. Ostre rysy, brązowo-rude włosy i ten uśmiech... Nie było nic gorszego od tego pieprzonego uśmiechu. Patrząc na to zdjęcie, można było wyczytać z jego myśli „Uważaj, bo możesz być następna!”. Wpatrywałam się w niego, choć jego wygląd był dokładnie wyryty w mojej pamięci. Każdy szczegół widziałam, jakbym spoglądała na to zdjęcie. Nie dawało mi to spokoju.
Zaczęłam czytać akty zgonu i notatki patologa, który niejednokrotnie na moje polecenie przyjrzał się ciałom ofiar Stevense’a. Przeczytałam słowa, które znałam już na pamięć: „Ofierze wycięto celtycki znak na piersi przed śmiercią, oznaczający cztery kierunki świata, oraz cztery pory roku. Następnie zadano kilka ciosów tępym narzędziem w prawy bok a na końcu uduszono, co w efekcie końcowym spowodowało śmierć ofiary.” Pieprzony fanatyk. Jak można mieć jakąkolwiek frajdę z zabijania niewinnych ludzi? Już bardziej uzasadnione są zbrodnie popełnione po zdradzie, z zazdrości czy czegoś innego... Wtedy, kiedy ma się powód, a jego powodem, jest co? Chory umysł?! Westchnęłam głęboko zamykając kartotekę i sięgając po kubek z kawą, kiedy leżący obok telefon się rozdzwonił i zmącił panującą dotąd ciszę.
- Sheffield, przy telefonie.
- Huh, nie sądziłem, że aż tak szybko odbierzesz. Kolejna bezsenna noc? – usłyszałam dobrze znany mi, zaspany głos Paul’a.
- U ciebie też?
- Nie do końca, przed chwilą dzwonił szef. Musimy jechać, znaleźli kolejne ciało. Pewnie za chwilę zadzwoni...
- Już jadę. – nie dałam mu dokończyć, tylko rozłączyłam się i dopijając kawę, porwałam z przedpokoju płaszcz i kluczyki od samochodu. Zbiegłam szybko do podziemnego parkingu i wsiadłam do mercedesa, wyjeżdżając z piskiem opon na zewnątrz. Po drodze zadzwonił szef, więc włączyłam go na głośnomówiący i kontynuowałam moją podróż po mniej lub więcej opustoszałych ulicach Nowego Jorku.
- Tak szefie? – odezwałam się pośpiesznie, skręcając w uliczkę, dzięki której mogłam zaoszczędzić na czasie.
- Znaleźliśmy kolejne ciało Stevense’a. Chyba mamy poszlakę.
- Jestem w drodze, Evans do mnie dzwonił. Będę za dziesięć minut.
- Dobrze. Pośpiesz się Sheffield, możliwe że będziemy mieć przełom. – tymi słowami Andrews zakończył rozmowę, a ja słysząc je, wcisnęłam pedał gazu. W końcu pojawiła się nadzieja na zakończenie tej cholernej sprawy.

Gdy weszłam do sali konferencyjnej, zauważyłam że zleciało się prawie pół komisariatu. Co prawda sprawa należała do mnie i Evans’a, ale wszyscy byli w nią zaangażowani i wszystkim zależało na jej zamknięciu. W pojedynkę raczej nic byśmy nie zdziałali. Podeszłam do Andrews’a, który najwyraźniej prowadził ożywioną rozmowę z Paul’em i momentalnie zwrócił na mnie swoją uwagę.
- Sheffield, dobrze że jesteś. Mamy kolejne ciało. Kobieta, trzydzieści siedem lat, rozwiedziona. Zabita dokładnie tak jak pozostałe ofiary.
- Ma jakieś dzieci?
- Tak, są u dziadków. Powiadomiliśmy już ojca, powinien być tu za niedługo. – kiwnęłam głową i zwróciłam się do jednego z policjantów.
- Tom! – gdy mężczyzna się odwrócił i odnalazł mnie wzrokiem kontynuowałam moją wypowiedź. – Jak były mąż ofiary tu przyjedzie, przesłuchajcie go. To bardzo ważne, nie możemy stracić ani minuty na bezczynne siedzenie.
- Jasne – odpowiedział zwięźle brunet i wrócił do pisania jakiś raportów. Evans przyczepił nowe zdjęcia z miejsca zbrodnii na dużą tablicę, na której znajdowały się dowody innych zbrodnii pokonanych przez Stevense’a. Przyjrzałam się im i skrzywiłam się na myśl o kolejnej niewinnej ofierze. Ten psychopata właśnie pozbawił dwójki dzieci ich matki... Kto wie do czego jeszcze się posunie? Podeszłam do Evans’a i zaczęłam dokładnie analizować podobieństwa popełnionych zbrodnii. Było czarno na białym wiadome, że to on jest ich sprawcą.
- Przeglądaliście już nagrania z kamer znajdujących się w pobliżu? – spytałam cofając się i biorąc plik kartek z wszystkimi informacjami dotyczącymi nowego zabójstwa.
- Tak, Nick im się przygląda. Miał mi dawać od razu znać, jak zobaczy coś podejrzanego.
Usiadłam na obrotowym krześle i rzuciłam na biurko wszystkie dokumenty. Zapoznawałam się z notatkami patologa i opisem miejsca przestępstwa. Każdy szczegół miał duże znaczenie. Nie zdążyłam doczytać wszystkiego do końca, jak usłyszałam podniesiony głos Nick’a.
- Amanda! Paul, chodźcie szybko! – krzyknął, a my równocześnie zerwaliśmy się ze swoich miejsc i podeszliśmy do biura na przeciwko.
- Co tam masz? – spytałam nachylając się nad monitorem komputera.
- Nie był tam sam. Zauważyłem przypadkową osobę, która pojawiła się tam podczas gdy Stevense zaciągał do tego bunkra swoją ofiarę. – Przyjrzałam się dokładnie i zauważyłam mężczyznę, na oko średniego wzrostu o blond włosach, które zdecydowanie odróżniały się na tle ciemnego obrazu.
- Mógłbyś przybliżyć tak, żebyśmy sprawdzili kto to jest? Dasz radę przeszukać bazę?
- Jasna sprawa! – odpowiedział pośpiesznie i obrócił się spowrotem do monitora, wstukując szybko coś w klawiaturę.

Zastukałam energicznie do drzwi i usłyszałam szczekanie psa w oddali. Właściciel domu raczej nie spał, ponieważ w salonie obok paliła się lampka, dająca delikatną poświatę a sam mężczyzna wciągu kilku minut pojawił się w drzwiach mieszkania otwierając na oścież drewnianą powłokę.
- Kim jesteś? – wrzasnął i dopiero wtedy zauważyłam że trzyma w rękach wiatrówkę, celując prosto we mnie. Uniosłam ręce do góry w geście obronnym i zaczęłam mówić spokojnym głosem.
- Spokojnie, jestem z policji. – Sięgnęłam bardzo powoli do kieszeni i wyciągnęłam z niej odznakę, ponieważ mężczyzna nie wydawał się być zbytnio przekonany do moich słów. Nie spuszczając ze mnie wzroku ani broni, sięgnął ostrożnie po odznakę i zaczął jej się uważnie przyglądać, spoglądając to na nią, to na mnie. – Zgaduję, że wiesz dlaczego się tu znalazłam i oczekiwałeś kogoś innego. – powiedziałam, gdy on spuścił broń i zaprosił mnie gestem ręki do środka.
- W ogóle nie wiem jak to się stało. Szedł z tą kobietą a ja stałem i patrząc mu prosto w oczy nic nie zrobiłem. Odrętwiałem z przerażenia, kiedy powiedział mi, że mną zajmie się później... – westchnął mężczyzna siadając na kanapie.
- Wiem, że ktoś taki jak on nie zostawiłby świadka morderstwa na wolności, dlatego też tu jestem. W takich przypadkach powinieneś od razu się do nas zgłosić, a nie działać na własną rękę, ale nie o tym tutaj. Zapewne pojawi się tu w niedługim czasie, więc będę potrzebowała twojej pomocy, dobrze? – spytałam, a blondyn dalej lekko się trzęsąc pokiwał głową. – Dobrze. Musisz iść teraz ze mną i pokazać mi wszystkie tylne wejścia i okna, znasz ten dom zapewne jak własną kieszeń a mi to bardzo ułatwi zadanie. Zastawimy na niego pułapkę, w której ty nie będziesz brał udziału. Do tego załóż to, na wszelki wypadek – wyciągnęłam z dużej torby kamizelkę kuloodporną i podałam mężczyźnie. – Zaraz mój partner odprowadzi cię do samochodu który stoi ulicę dalej, gdzie będziesz bezpieczny. Będziesz musiał tam siedzieć z dwoma policjantami do końca akcji. Czy ktoś tu jeszcze jest?
- Nie. Moja żona z dziećmi wyjechała na weekend do rodziców. Jestem sam. – odpowiedział, a ja pokiwałam głową. Gdy ubrał kamizelkę i oprowadził mnie pokazując mi wszystkie możliwe wejścia do domu, wróciliśmy na parter a chwilę później pojawił się Paul, który ostrożnie wyprowadził mężczyznę z dala od budynku. Zgasiłam wszystkie światła i podeszłam do torby, ładując mojego glocka. Sprawdziłam jeszcze raz czy mam bezpośredni kontakt z „bazą” poprzez słuchawkę w uchu i usiadłam na kanapie w salonie, obserwując teren. Przez bardzo długi czas nic się nie działo. W zasadzie nie mieliśmy pewności, że Stevense się tu pojawi. Stawiałabym jakieś dziewięćdziesiąt procent szans, ale zawsze pozostawało te dziesięć, które były niewiadomą. Siedziałam w całkowitej ciemności, więc miałam czas na przemyślenia. Zastanawiałam się nad tym, co może kierować takim człowiekiem. Nienawiść? Ale do kogo i czego? Za każdym razem sprawdzamy jakiekolwiek powiązania ofiar i nie ma zupełnie żadnych. Jak to możliwe, że ktoś po prostu taki jest? Skoro nie ma motywu to co nim kieruje i co tak naprawdę dzieje się w jego głowie? Nie wierzę w to, że jest zdrowy. Zdrowy człowiek nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. A może jednak się mylę? Zawsze zastanawiała mnie zbrodnia od strony psychologicznej. Co popycha ludzi do popełnienia przestępstwa i jak unikają wyrzutów sumienia? Kiedy się nad tym zastanawiałam, stwierdziłam, że nie mogłabym świadomie kogoś zamordować. Znienawidziłabym siebie za to i nie wytrzymałabym tego psychicznie. Sumienie by mnie zniszczyło, więc jak na przykład taki Stevense tego unika? Jak sprawia, że nie przejmuje to kontroli nad jego umysłem i dalej robi co robi?
Paul dalej nie przychodził. Zastanawiałam się ile jeszcze będę musiała tu siedzieć w samotności i czekać na nieuniknione, zanim mój partner uraczy mnie swoją obecnością. Przymknęłam oczy i oparłam się o tył kanapy. Czasami akcje w nocy potrafiły być nużące, szczególnie jak w pobliżu nie było żadnej dawki kofeiny. Przez chwilę nawet zastanawiałam się, czy nie pójść do kuchni i nie zrobić sobie kawy (w końcu chyba każdy taką w domu posiada, prawda?), ale stwierdziłam, że najgłupszą rzeczą jaką mogę w tym momencie robić, to parzyć kawę, podczas gdy Stevense tu niepostrzeżenie wejdzie i zastrzeli mnie nie wiedząc, co innego może zrobić. W końcu czego można się spodziewać po chorym psychicznie człowieku?
Drzwi domu się otwarły a ja odruchowo się spięłam i sięgnęłam ręką do broni. Zimna faktura metalowej obudowy wydawała się być idealnie dopasowana do mojej dłoni. Wyciągnęłam glocka przed siebie i celowałam w ciemność, z której zaczęła wychodzić postać.
- Stój – krzyknęłam i człowiek przede mną się zatrzymał.
- Amanda, to ja! – usłyszałam znajomy głos Paula i bez wahania opuściłam broń, wydychając powietrze z płuc.
- Przepraszam, już myślałam, że to Stevense, a ja nie mam żadnego ubezpieczenia – schowałam glocka do skórzanego etui przy pasku od spodni i spowrotem usiadłam. Paul zajął miejsce obok mnie i zgasił latarkę. Minęło dobre kilkanaście minut od tego momentu, kiedy w końcu postanowiłam się odezwać. Ta cisza mi ciążyła i czułam, że jeżeli zaraz z nim nie porozmawiam, to bez wątpienia zasnę.
- Co tam słychać u Jane i dzieciaków? Jak się czuje? – uśmiechnęłam się na myśl o sympatycznej żonie Paula. Bardzo ją lubiłam i zawsze kiedy Paul zapraszał mnie na jakiegoś grilla lub luźne spotkanie, nie brakowało nam przeróżnych tematów do rozmów.
- W zasadzie to po staremu. Już ma zachcianki i co chwilę tylko muszę jeździć do sklepu po ogórki kiszone, słoik nutelli albo inne dziwne rzeczy. Ostatnio zachciało jej się truskawek i zjadła pół koszyka, oglądając ckliwe romansidło – zaśmiał się a ja mu zawtórowałam.
- To już wiem czemu ostatnio tak chętnie przesiadujesz w biurze...
- Taaaak, gdyby nie to, że trzeba za każdym razem odebrać Krissy z przedszkola, to pewnie siedziałbym jeszcze dłużej – powiedział rozbawiony. – Znam już chyba wszystkie znaczące kwestie z „Preety Woman” i  „Zaręczyn po irlandzku”... No serio, ja rozumiem raz, dwa, lub nawet trzy by przeszły, ale milion?! – znów roześmiałam się słysząc jego słowa.
- Widzę, że masz ciekawie... Naprawdę cię podziwiam Paul. Nie wiem jak ty to robisz, że godzisz pracę z życiem rodzinnym. Jesteś mężem, wspaniałym ojcem i do tego pracujesz w wydziale zabójstw, nie każdy by się na coś takiego odważył. Sama nie wiem, czy kiedykolwiek byłabym w stanie prowadzić takie życie... Czy w ogóle bym takiego życia chciała...
- Daj spokój, to nie jest takie trudne kiedy kogoś kochasz. Powiem ci szczerze, że też miałem takie obawy, dlatego tak długo przeciągaliśmy datę ślubu, ale gdy zobaczyłrm Jane na ślubnym kobiercu i spojrzałem jej w oczy, wiedziałem, że to jest to. Kiedy urodziła się Krissy i trzymałem ją pierwszy raz w ramionach, zrozumiałem, że nie ma nic cenniejszego od rodziny. Codziennie jak wracam z pracy a ta kruszyna rzuca mi się w ręce i zawiesza na szyi, nagle cały stres znika i czuję się jak najszczęśliwszy facet na ziemi, który właśnie wygrał los na loterii. Tak naprawdę, myślę, że nie da się tego ubrać w słowa, dopóki się tego nie przeżyje. – Widziałam oczyma wyobraźni, jak Paul teraz się uśmiecha. Czasem zazdrościłam mu tego wszystkiego, ale gdy głębiej się nad tym zastanawiałam, było jasne, że nie mogłabym spełniać się w tylu rolach tak jak on. To, że nie mam własnej rodziny nie licząc rodziców i dalszych krewnych, sprawia, że jestem jedną z najlepszych i nic mnie nie rozprasza. Po prostu wybrałam na moją życiową drogę- bycie detektywem policyjnym. Nie byłam pewna, czy porzucenie tego na rzecz męża, dzieci i wspólnego domu w ogóle wchodziło w grę i czy potrafiłam to kiedyś po prostu zostawić.
Paul miał jeszcze coś powiedzieć, ale uciszyłam go cichym szeptem i zaczęłam nasłuchiwać. Bez wątpienia ktoś majstrował w zamku i nie wydawały się to być odgłosy przekręcanego klucza. Cicho podeszłam do okna i odchyliłam zasłonkę by zobaczyć kto to. Osobnik był zgarbiony przy zamku od drzwi i stał tyłem do mnie, więc nie mogłam jednoznacznie tego stwierdzić, aczkolwiek posturą przypominał mężczyznę. Włączyłam słuchawkę w uchu, która była moją łącznością z resztą.
- Podejrzany próbuje włamać się do domu, odbiór – szepnęłam nie spuszczając z niego wzroku i wyciągając spowrotem pistolet.
- Dasz radę go zdjąć?
- Nie mogę, nie mam pewności, że to on.
- Poczekaj aż wejdzie i przygotuj się na czysty strzał. – Gdy usłyszałam słowa w słuchawce, przesunęłam się i ustawiłam w najdogodniejszej pozycji do strzału w razie gdyby to był Stevense. Już wcześniej pozwolili nam go postrzelić w razie wypadku, aby nie miał jak uciec. Myślę, że gdyby zginął podczas akcji, też nie mielibyśmy u szefostwa zbyt dużych kłopotów.
Kątem oka widziałam jak Paul ustawia się za mną. Nasłuchiwałam mozolnych prób otwarcia zamka w drzwiach. Serce biło coraz szybciej a adrenalina skoczyła w bardzo krótkim czasie, szczególnie wtedy, kiedy kręcenie w zamku ustało i było słychać naciśnięcie klamki. Wszystko działo się w bardzo krótkim czasie, charakterystyczny dźwięk otwarcia drzwi, i krzyk Paula, gdy nieznana postać znalazła się w środku domu.
- Stój! Ręce do góry, policja! – zobaczyłam tylko jak mężczyzna zerwał się do biegu i momentalnie ruszyłam za nim. Wbiegł po schodach, jakby miał tam jakąś drogę ucieczki. Dziękowałam w tym momencie sobie w myślach za regularne treningi, bo schody były stosunkowo długie. Wbiegłam co drugi stopień na samą górę i zobaczyłam jak podejrzany znika w pokoju na końcu korytarza. Gdy znalazłam się w pokoju, najpewniej należącym do dziecka ze względu na zabawki porozrzucane na podłodze, Stevense był już za oknem. Szybko podbiegłam tam i zobaczyłam go idącego po daszku. Przycisnęłam guzik przy słuchawce w uchu i powiedziałam pośpiesznie: Podejrzany zeskoczył z dachu po zachodniej stronie domu. Powtarzam, zachodnia strona domu. Pobiegłam spowrotem na dół po krętych schodach i wybiegłam z domu. Na całe szczęście Paul zareagował najszybciej i biegł już za mężczyzną. Widząc w którą stronę się kierują, pobiegłam naokoło, żeby zagrodzić mu drogę. Widziałam w oddali jak Stevense zapędzony w kozi róg zatrzymał się i wyciągnął z kieszeni przedmiot, szybko się zorientowałam że jest to pistolet po tym, jak zaczął nim celować w Paula. Słyszałam krzyki, ale było to zbyt daleko, żebym rozróżniła słowa. Paul stał z rękoma podniesionymi w górę niezdolny jakkolwiek zareagować. Zaczęłam szybko myśleć, jak mogę dostać się tam niezauważona. Dookoła znajdowały się budynki jakiś korporacji i jedyną drogą była ta z której przybiegli oni. Zerwałam się szybko i pobiegłam do drzwi jednego z nich. Zaczęłam szarpać drzwi, ale nie ustępowały. „Szlag!” wymknęło mi się i zaczęłam krzyczeć do słuchawki. – Gdzie wy do jasnej cholery jesteście?! Paul wpadł.
Modliłam się by następne drzwi nie były zamknięte. Spróbowałam je otworzyć i nic. Już zaczęłam się wycofywać, gdy przy drzwiach pojawił się potężny, czarnoskóry ochroniarz. Przycisnęłam do szyby odznakę i po chwili otworzył drzwi zaczynając coś mówić, lecz ja szybko pobiegłam do ściany od strony zaułka w którym znajdywali się Paul i Stevense. Widziałam jak Stevense chodzi ze spluwą wymierzoną w Paula w te i spowrotem, zastanawiając się co zrobić. Nie mogłam dłużej czekać i narażać życia partnera. Ustawiłam się przy oknie i wycelowałam w Stevense’a. Myślałam, że może się zawaham, ale ręka nawet mi nie drgnęła gdy wycelowałam w jego nogę i postrzeliłam go w udo, przy samej tętnicy. Podejrzany upadł i z jego nogi popłynął strumień krwi a Paul wykorzystał moment i poderwał się, by zakłuć go i odebrać broń, która nadal znajdowała się w jego ręce. Odetchnęłam z ulgą i dopiero w tym momencie poczułam, jak wielki ciężar spada z mojej klatki piersiowej. Usiadłam przy ścianie i schowałam twarz w ręce, oddychając głęboko. Dopiero teraz zrozumiałam, jak zdenerwowałam się, gdy zobaczyłam partnera w takim niebezpieczeństwie. Podszedł do mnie strażnik i spytał czy wszystko w porządku. Uśmiechnęłam się i w końcu mogłam powiedzieć, że po długim czasie tak. 



4 komentarze:

  1. Nie sądziłam, że z kilku zdań, które miały Cię zainspirować wyjdzie coś tak ciekawego! Zastanawiam się jak rozwiniesz dalej akcję i kiedy poznamy... chyba nie powinnam zdradzać tego imienia ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!

    Xx.

    PS Jak ja lubię czytać prawdy życiowe na początku rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sądziłam, że z kilku zdań, które miały Cię zainspirować wyjdzie coś tak ciekawego! Zastanawiam się jak rozwiniesz dalej akcję i kiedy poznamy... chyba nie powinnam zdradzać tego imienia ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!

    Xx.

    PS Jak ja lubię czytać prawdy życiowe na początku rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tylko mogę się cieszyć, że Ci się podoba, bo było napisane dla Ciebie, więc Twoje słowa, to dla mnie podwójna satysfakcja! Xx.

      PS. Hmm... postaram się zapamiętać ;p

      Usuń
  3. Huhuhu a już myślałam że nie można komentować jako anonim a tu jednak ^.^ i tak pewnie wiesz, kto to, ale wciąż... C: ciekawie się zaczyna, muszę powiedzieć c: Aż chce się dalej czytać :D informuj jak się domyślisz kto to

    OdpowiedzUsuń