10. When the heart
stops beating.
Zerwałam
się jak poparzona z łóżka, kiedy zadzwonił budzik włączony w telefonie.
Przeklęłam w myślach swój wczorajszy pomysł wcześniejszego wstania i pójścia do
parku na poranny jogging. Tak naprawdę przez wczorajsze nocne eskapady na
komisariat, wcale się nie wyspałam i miałam ochotę znów wtulić się w jeszcze
ciepłą poduszkę i z powrotem zasnąć. Jednak zamiast tego zebrałam całą swoją
motywację, a raczej jej resztki i zwlekłam się z łóżka ziewając i przeciągając
się jak kot.
Po wypiciu porządnego kubka kawy i przebraniu się w krótkie
spodenki oraz podkoszulek wyszłam z domu i udałam się truchtem w kierunku
Central Parku, oddalonego od mojego mieszkania o kilka przecznic.
...
Ani
przez moment nie żałowałam podjętej przez siebie decyzji i praktycznie
zmuszenia się do wczesnego wstania. Jak to się mówi: „Kto rano wstaje, temu
Pan Bóg daje”. Przede mną, zza wysokich wieżowców stojących na Manhattanie
w Nowym Jorku, zaczęło wychodzić powoli słońce. Uwielbiałam oddawać się
samotnym chwilom, spędzonym na bieganiu podczas wschodu lub zachodu słońca.
Kochałam obserwować te zjawiska i napełniało mnie to jakimś niewytłumaczalnym
optymizmem. Jakby od tego zależało to, czy dzień będzie dobry i udany, czy też
zły i przygnębiający. Nie potrafiłam nijak wytłumaczyć mojego zamiłowania i
fascynacji, ale najwidoczniej nie tylko ja praktykowałam tak wczesne bieganie,
bo po drodze spotkałam już kilka osób uprawiających ten sam sport. Wyminęłam
mężczyznę idącego z psem i skręciłam w kolejną alejkę. Lekki wiatr, który
towarzyszył dzisiejszemu porankowi rozwiewał z mojego czoła pojedyncze kosmyki
włosów, które wypadły z kucyka. W słuchawkach leciała moja ulubiona muzyka i
czułam, że ten dzień będzie naprawdę dobry.
Biegłam
przed siebie, dopóki dźwięki nie ucichły i zastąpiło je wibrowanie telefonu.
- Słucham? – powiedziałam nieco zdyszana.
- Olivia? Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – powiedział
głosem, który najwidoczniej coś sugerował.
- Nie. Coś się stało, że dzwonisz? – spytałam spokojnie,
kładąc nogę na pobliskiej ławce i się rozciągając.
- W zasadzie nic ważnego. Chociaż jeśli dasz radę, to
chciałbym się z tobą spotkać. Masz teraz trochę czasu?
- Tak. Myślę, że tak. Jestem teraz w parku i biegam, więc
jak chcesz się spotkać, to możemy umówić się za pół godziny przy bramie od
wschodniej strony. Pasuje?
- Tak, jasne. Będę tam.
-
Okej. W takim razie do zobaczenia – mruknęłam do mikrofonu w słuchawkach i się
rozłączyłam. Zapięłam z powrotem futerał na telefon znajdujący się na opasce na
ramieniu i ruszyłam dalej.
...
Jedno
co mogłam o nim powiedzieć, to zdecydowanie to, że był punktualny. Przynajmniej
jeśli chodziło o umawianie się ze mną w konkretnym miejscu i o konkretnym
czasie. Nigdy jeszcze się nie spóźnił.
Biegłam w stronę wschodniej bramy do parku, przy której stał, nonszalancko oparty o murek znajdujący się przy wejściu.
Biegłam w stronę wschodniej bramy do parku, przy której stał, nonszalancko oparty o murek znajdujący się przy wejściu.
Miał
na sobie białą zwyczajną koszulkę, szare, dresowe spodnie zawieszone nisko na
biodrach i okulary przeciwsłoneczne na nosie, dzięki którym wyglądał normalnie
i zupełnie inaczej od wersji „Jamesa prawnika”, do której byłam przyzwyczajona.
Musiałam przyznać się sama przed sobą, że wyglądał naprawdę dobrze.
- Cześć – stanęłam przed nim, a on mi odpowiedział tym
samym, wyciągając przede mnie butelkę z niegazowaną wodą. – Dzięki – mruknęłam,
odbierając ją od niego i wypijając kilka łyków. – Skąd się to wzięło?
- Pomyślałem, że będziesz się chciała czegoś napić po
bieganiu – uśmiechnął się zwyczajnie.
- Miło z twojej strony – powiedziałam zdziwiona, zakręcając
butelkę. – Więc, czemu chciałeś się spotkać? – spytałam zaciekawiona tym, co ma
do powiedzenia.
- Chciałem cię przeprosić za wczoraj. A tak właściwie, to za
dzisiaj, zważając na godzinę o której wyciągnąłem cię z łóżka. No i za to co
gadałem po pijaku. Nie powinienem był mówić żadnej z tych rzeczy, wybacz. –
Zawiesiłam na nim swój nieco zdezorientowany wzrok i zapadła pomiędzy nami
kilkusekundowa cisza.
- Cóż... nie będę mówić, że nie ma za co przepraszać, bo
jest. Jakoś nie było mi po drodze jechać tam po ciebie o trzeciej w nocy, ale
co się stało to się nie odstanie, więc... Przeprosiny przyjęte. – powiedziałam
spokojnie.
- Dziękuję, że wtedy po mnie przyjechałaś. Naprawdę
dziękuję... – westchnął.
- Dobrze. Jeśli można wiedzieć, czemu tak naprawdę
pojechałeś do swojego ojca? – usiadłam po turecku na murku, zaraz obok niego.
- Szczerze? Nie mam pojęcia... Po prostu to był taki impuls.
Upiłem się. Nie wiem czemu pojechałem akurat tam. Może dlatego, że nie mam na
tyle odwagi, żeby nawrzucać mu na trzeźwo? – uśmiechnął się krzywo,
zastanawiając nad odpowiedzią na moje pytanie. – Myślę, że chciałem wyżyć się
na nim, za całokształt.
- Teraz to miejmy tylko nadzieję, że nie wniesie zarzutów i
nie narobi ci problemów. Chyba doskonale wiesz, co by to oznaczało dla osoby na
twoim stanowisku – westchnęłam.
- Wiem. Są momenty, w których miałbym to naprawdę gdzieś.
Czasami zastanawiam się, co ja tak właściwie tu robię? Bycie prawnikiem czasami
jest naprawdę męczące. Jak ja znalazłem się tak wysoko i czemu tu jestem? Są
takie chwile w których wątpię w swoją „misję” wybawiania wszystkich ludzi
dookoła.
- Ale jednak dalej tu jesteś. To chyba nie jest
przypadek. Każdy czasami ma gorsze dni, ale jeśli jest to coś co kochasz, to
nie mógłbyś chyba z tego zrezygnować z tak błahego powodu?
- Czasami ciężko jest się pogodzić z ceną, jaką płacisz za
bycie najlepszym.
- Coś o tym wiem – westchnęłam i uśmiechnęłam się krzywo.
- A jaka jest twoja „misja”? W czym jesteś najlepsza? –
spytał wyraźnie zaciekawiony. Zastanowiłam się chwilę, jak wybrnąć z tej
sytuacji.
- Nie wiem czy najlepsza... Sądzę, że po prostu dobra w tym
co robię. Można powiedzieć, że również pomagam ludziom – odpowiedziałam po
chwili.
- W jaki sposób im pomagasz? – drążył temat, a ja coraz
bardziej gubiłam się w tym, co mam mu powiedzieć. On się przede mną otwierał, a
ja kłamałam mu prosto w oczy. „Chociaż w zasadzie pomagam ludziom, więc po
części nie jest to do końca kłamstwem...”. Mimo wszystko było to kłamstwo...
-
Nie mogę zdradzić ci wszystkiego o sobie. Czy to nie byłoby zbyt proste? Niech
to pozostanie moją małą tajemnicą – uśmiechnęłam się tajemniczo, błagając w myślach, żeby przestał drążyć. Zdecydowanie nie byłam przygotowana na takie pytania.
-
Lubię odkrywać czyjeś tajemnice. Czy to znaczy, że kiedyś poznam twoje? –
zastanowiłam się chwilę nad jego słowami. Miałam ochotę powiedzieć mu „nie,
nie poznasz” , ale coś nie pozwoliło mi zgasić w jego oczach tej małej
iskierki nadziei.
-
Nie wiem... może? – odpowiedziałam tylko, i wiedziałam już, że jestem w tym
momencie na przegranej pozycji, bo jego uśmiech zwiastował tylko jedno.
To,
że naprawdę będzie chciał je poznać.
A
jedyną rzeczą, której ostatnio się dowiedziałam podczas kilku tygodni pracy u
niego, to zdecydowanie to, że jeśli on czegoś chciał, to zazwyczaj to dostawał.
-
Zmieńmy temat. Powiedz lepiej co w pracy? – na jego czole pojawiła się
zmarszczka, gdy usłyszał pytanie.
-
Jeśli mamy zmienić temat, to nie na taki o pracy. Zrobiłem sobie dzisiaj wolne,
żeby odpocząć. Świat się nie zawali, jeśli przez jeden dzień się odetnę,
prawda? – przytaknęłam i uśmiechnęłam się.
-
Więc jakie masz plany na dzisiejszy dzień?
-
Pytasz bo jesteś ciekawa, czy chciałabyś dołączyć? – odpowiedział pytaniem na
pytanie. Może myślał, że zbije mnie to jakoś z pantałyku, ale miałam zbyt dobry
humor.
-
Zależy co proponujesz? – powiedziałam rzucając mu wyzwanie. Chyba go to trochę
zdziwiło, aczkolwiek po chwili na jego twarzy pokazał się satysfakcjonujący
uśmiech. „Czyżbyś właśnie otwarcie flirtowała z Adamsem?” - odezwała się
moja jak zawsze pomocna podświadomość. Jak można tak nisko upaść w jednej,
krótkiej i głupiej chwili. Chyba napiszę książkę pod takim tytułem.
-
Jadę za miasto. Daleko. Gdzieś, gdzie nie będę musiał myśleć o tym co się
aktualnie dzieje w Nowym Jorku. – powiedział patrząc na mnie. – Więc jak?
Wystarczająco kuszące, byś do mnie dołączyła? – na jego twarzy znów pojawił się
ten cwany uśmiech, jakby złapał mnie w swego rodzaju pułapkę. Miałam ochotę
powiedzieć „tak”, ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę z tego, że mam inne
obowiązki, o których on nie ma pojęcia. Cały czas czekałam na telefon z
komisariatu o jakimś poruszeniu w sprawie, przy którym mogłabym się przydać. A
telefon mógł zadzwonić w każdej sekundzie.
-
Niestety z przykrością muszę odmówić. Mam już plany. Jeśli oferta będzie nadal
aktualna, to kiedyś z chęcią się wybiorę – uśmiechnęłam się przepraszająco.
-
W takim razie daj znać, jak będziesz chciała się wyrwać z miasta, służę pomocą
w tym przedsięwzięciu.
...
Telefon
faktycznie zadzwonił.
Dwa
dni później nad ranem, kiedy siedziałam na kanapie z Alanem i oglądaliśmy
niezwykle wciągający film, na który udało mu się mnie namówić.
Cóż...
wszystkiego się nie da przewidzieć, prawda?
Pojechałam
więc czym prędzej na komisariat, na którym czekał na mnie rozemocjonowany Tom.
-
Amanda! Znaleźliśmy go! – powitał mnie na samym wejściu takimi słowami i nie
pozostało mi nic innego jak udać się razem z nim do tablicy, na której
poprzyczepiane były zdjęcia podejrzanych i zamieszanych w to wszystko z
krótkimi opisami, dzięki którym nie musieliśmy za każdym razem zaglądać do
dokumentów leżących na biurku obok.
-
Facet wygląda teraz tak – wskazał na zdjęcie, które udało się komuś zrobić z
dość sporej odległości. – Na zdjęciu niewiele zobaczysz, ale dzięki niemu oraz
zeznaniom jednego z policjantów, rysownikowi udało się zrobić sporządzić
portret pamięciowy – podał mi kartkę,
na której narysowana była twarz podejrzanego Drwala.
-
Wiemy gdzie się teraz znajduje? – spytałam odkładając kartkę na bok.
-
Tak, ale mamy mały problem. Gościu prowadzi klub nocny, w którym zatrudnia
mnóstwo pań do towarzystwa i handluje dragami. Krótko mówiąc jedna wielka
melina. Jedynym problemem jest to, że budynek jest dobrze strzeżony przez wielu
ludzi i ciężko się tam dostać, jeśli nie jest się klientem albo jedną z tych
dam – podał mi kolejne zdjęcia, które ktoś zrobił przed klubem. – Nie mamy
pojęcia jak to wszystko wygląda od środka i możemy się nieźle nadziać. Facet
wie, że coś się kroi, bo od kilku dni zwiększył ochronę z zewnątrz, więc
domyślamy się, że w środku może też być nieciekawie. Potrzebujemy większej
ilości informacji, zanim cokolwiek zrobimy.
-
Więc w czym problem? Pójdę tam i wybadam teren. Jak będziemy mieć więcej
danych, Andrews załatwi oddział który sobie z tym poradzi i tyle. – Gdy
zobaczyłam jego niepewną minę, dodałam. – Masz lepszy pomysł? Tracimy czas a
Drwal z każdą sekundą ma więcej na zwianie nam sprzed nosa!
-
Więc jak chcesz to zrobić? – spytał patrząc się na mnie przenikliwie i
zakładając ręce na piersi.
-
Jako klientka wyglądałabym zbyt niewiarygodnie. Więc co mi pozostaje, jak nie
udawanie, jak to ładnie ująłeś: pani do towarzystwa? – powiedziałam uśmiechając
się przebiegle.
-
Amanda... nie podoba mi się twój uśmiech. – Tom się skrzywił. – Wyglądasz jakby
ci się to co najmniej podobało. – Podeszłam do niego i zawiesiłam rękę na jego
ramieniu, nadal uśmiechając się jak mysz do sera.
-
Po prostu stęskniłam się za prawdziwą i ekscytującą robotą w terenie. I czuję,
że ta przyniesie mi dużo adrenaliny i satysfakcji.
...
Wszystko
zorganizowaliśmy szybciej niż myślałam. Co prawda trochę zajęło nam przekonanie
do tego pomysłu Andrewsa, który był do tego nastawiony co najmniej tak
sceptycznie jak Tom, aczkolwiek w końcu się zgodził. Ustaliliśmy, że wejdę tam,
mając w uchu słuchawkę, przez którą będę mogła kontaktować się z nimi i jak
przekaże im jaka ilość ludzi jest w środku i jak mniej więcej są rozstawieni w budynku, wtedy wkroczą.
I
tak oto kroczyłam do tego przerażającego budynku, odziana w skąpą, czarną, prześwitującą sukienkę, mając pod nią tylko czerwoną bieliznę i ani grama broni, lub
kamizelki kuloodpornej. Całe przedsięwzięcie było dość ryzykowne, ale gra była
warta świeczki. Mieliśmy wszystko tak opracowane, że wątpiłam w to, że
cokolwiek mogłoby pójść nie tak.
Szłam
pewnym siebie krokiem w bardzo wysokich szpilkach, pomimo chwilowego paraliżu który
mną zawładną, gdy ochroniarze stojący przed wejściem zaczęli się mną
interesować.
-
Dwóch przy wejściu. Trzeci zaraz za drzwiami – mruknęłam cicho i usłyszałam
potwierdzenie w słuchawce. Doszłam do ochroniarzy i już jak chciałam ich minąć,
jeden z nich złapał mnie mocno za ramię i szarpnął do tyłu.
-
A panienka gdzie się wybiera? – spytał grubym głosem, jak na człowieka z jego
posturą przystało.
-
Ja przyszłam do szefa w sprawie zatrudnienia. Koleżanka mi mówiła, że przyjmuje
od zaraz – mruknęłam i przygryzłam wargę, robiąc głupiutką i naiwną minę.
-
Proszę pokazać tę torebeczkę – wskazał palcem na małą kopertówkę, którą
trzymałam w ręce. Podałam mu ją bez wahania i patrzyłam jak przegląda
znajdujące się w niej kosmetyki i inne rzeczy, wrzucone tam dla dodania
realizmu mojej postaci. Kiwnął głową do swojego milczącego jak na razie kolegi
i oddał mi moją własność, po czym mruknął, że wszystko jest w porządku i że
kolega mnie odprowadzi.
Gdy
ruszyłam przed siebie i znalazłam się za drzwiami lokalu, oblał mnie zimny pot.
To
wszystko zaczęło wydawać się bardziej przerażające i prawdziwe, a ja zdałam
sobie sprawę z tego, że nie mogę się już wycofać i muszę wypełnić moją część
zadania.
W
całym pomieszczeniu królowała czerwień zestawiona z czarnymi meblami. Czarny
bar, czarne stoliki, krzesła a nawet kanapy oraz scena, o ile można było w
ogóle ją tak nazwać. Można było śmiało rzec, że wszystko wyglądało iście
diabelsko.
Przy
jednym ze stolików siedział łysy, napakowany człowiek, którego momentalnie
rozpoznałam jako Drwala i to właśnie w jego kierunku prowadził mnie jeden z
ochroniarzy, trzymając rękę na moim krzyżu i lekko mnie popychając do przodu. Za drwalem znajdowało się dwóch jego przydupasów, a obok i
naprzeciwko siedzieli jacyś nieznani mi ludzie, którzy najprawdopodobniej
toczyli z nim interesy.
Rozejrzałam
się szybko po pomieszczeniu, żeby zobaczyć ilu tak naprawdę skrywało się jego
ludzi rozstawionych po kątach i czekających na odparcie ataku. W polu mojego
widzenia było ich około sześciu. Nie miałam pojęcia ilu znajdowało się za mną.
-
Szefie – przerwał ich ciche rozmowy ochroniarz z którym przyszłam. – Ta
panienka przyszła na rozmowę o pracę. – Na jego słowa pół stolika
towarzyszących mu osób, zaczęło się śmiać i lustrować mnie z góry na dół. Drwal
machnął mu ręką na znak, że może odejść i sięgnął po szklankę z bursztynowym płynem,
upijając z niej łyk.
-
Więc słucham? Dlaczego miałbym przyjąć do pracy akurat ciebie? – spytał
uśmiechając się przebiegle. Tembr jego głosu przyprawił mnie o nieprzyjemne
dreszcze. Walczyłam ze sobą i nie mogłam nadziwić się swojej odwadze, jak
podeszłam do niego kołysząc biodrami i usiadłam mu na kolanach, łapiąc ręką za
kołnierzyk, sugestywnie się ocierając.
Może
jak mi nie wyjdzie w życiu to zostanę na starość aktorką?
-
Sądzę, że idealnie bym się do niej nadawała. No i oczywiście, umiem tańczyć –
wyszeptałam seksownym tonem głosu prosto do jego ucha.
-
Więc co wy na to panowie, żeby nasza... Jak masz na imię?
-
Sylvia – wymyśliłam naprędce.
-
... Sylvia, zatańczyła dla nas i pokazała nam na co ją stać? – dokończył, po
czym odezwały się głośne dźwięki aprobaty i gwizdy.
Ktoś,
nawet nie wiem kto włączył muzykę, która buchnęła z głośników, a Drwal wskazał
ręką na scenę. Wstałam z jego kolan, co oczywiście musiał wykorzystać, dając mi
siarczystego klapsa w tyłek. Walczyłam z samą sobą, żeby mu nie oddać prosto w
jego połamany nos, ale udało mi się to przezwyciężyć i wyszłam na scenę,
kołysząc biodrami w rytm muzyki.
Moje
dłonie płynęły po ciele, zahaczając o sukienkę i delikatnie ją podwijając. Skorzystałam z momentu, w którym mogłam przekazać Tomowi jakieś informacje, bo
wszystko zagłuszała muzyka, a ja odwróciłam się tyłem do oglądających mnie
mężczyzn.
-
Jest ich więcej niż myśleliśmy. Musisz wezwać posiłki, bo sami nie dacie rady.
W samym tym pomieszczeniu jest ich przynajmniej dziesięciu. Na korytarzach na
pewno też będą. Myślę, że jakiś tuzin. Jak będę coś więcej wiedziała, to dam
znać. Śpieszcie się.
Kontynuowałam
mój taniec, który był najzwyczajniejszym striptizem i gdy moja sukienka
wylądowała na ziemi, podeszłam do rury i zaczęłam na niej tańczyć.
„Boże,
co za upokorzenie...” - pomyślałam, lecz kontynuowałam grę, widząc
jak moim aktualnym widzom podoba się to co rozgrywa się przed nimi. Nie miałam
zielonego pojęcia co właściwie robię, dopóki po jakiś dwóch minutach, które dla
mnie były jak co najmniej dwadzieścia, muzyka ucichła.
Odgarnęłam
z czoła kilka kosmyków włosów, i zeszłam na dół po czarnych schodkach, stając
ponownie przed czarną kanapą, na której siedział rozłożony Drwal.
-
Bardzo dobrze – mruknął przyglądając mi się. – To może teraz któryś wypróbuje
cię w pokoju na górze. Co ty na to? Którego z nas byś chciała? – spytał
pokazując ręką na wszystkich ludzi siedzących dookoła. Po moim kręgosłupie
przeszedł dreszcz obrzydzenia, w momencie kiedy wyobraziłam sobie by robić
cokolwiek z którymś z nich. Przemyślałam sytuację na szybko i stwierdziłam, że
najbardziej przysłużę się Tomowi, jeśli wezmę ze sobą Drwala.
Przynajmniej
jego droga ucieczki będzie ograniczona.
Podeszłam
do niego i uśmiechnęłam się zachęcająco.
-
Wybiorę ciebie. - Złapałam go za czarny podkoszulek, który miał na sobie i
pociągnęłam do siebie, zmuszając, żeby wstał. Jego uśmiech w tym momencie
wyglądał tak, jakby sam chciał powiedzieć „Nie wiesz na co się piszesz,
skarbie.”, ale zignorowałam to ukłucie obrzydzenia wewnątrz, i złapałam go
za rękę ciągnąc za sobą, w kierunku schodów.
Byłam
w samej czerwonej bieliźnie oraz w wysokich obcasach, ale tak naprawdę nie
dlatego czułam się naga. Fakt, że nie miałam przy sobie żadnej broni, nawet
małego noża, sprawiał, że naprawdę ściskało mnie w żołądku ze strachu. Jeśli
nie zdążą, ten człowiek będzie mi mógł coś zrobić. Miałam naprawdę małe szanse nie
będąc uzbrojona, przy mężczyźnie postury jakiegoś kulturysty, ważącego
spokojnie ponad sto-dwadzieścia kilogramów.
Zaczęłam
modlić się w myślach by Tom naprawdę się pospieszył.
Drwal
otworzył któreś z drzwi i popchnął mnie do środka, zamykając je od razu.
Odeszłam kilka kroków i rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Miało jeszcze jedne
drzwi. Zaczęłam się zastanawiać co to mogło być. Jedyne co mi wpadło do głowy i
co mogło faktycznie znajdować się w takim miejscu to łazienka. Poczułam cichą
nadzieję, że mnie to uratuje.
-
Potrzebuję na chwilę pójść do łazienki. Za moment wracam – puściłam do niego
oko, w tym „seksownym” stylu, i zatrzasnęłam za sobą cienkie drzwi, zanim
zdążył zaprotestować.
Miałam
rację. To była łazienka, w której znajdywał się prysznic, toaleta, mała
umywalka, oraz znajdująca się powyżej niej szafką z lusterkiem. Podeszłam do
umywalki i położyłam na niej moją małą torebeczkę. Otwarłam szafkę, żeby
sprawdzić co się w niej znajduję, i oh... Tego można było się spodziewać.
Jedyne co w niej znalazłam to paczki z różnymi prezerwatywami. Wyciągnęłam z
kopertówkii krwistoczerwoną szminkę, i poprawiłam kolor moich ust.
Drwal
zaczął się chyba niecierpliwić, bo słyszałam jak mnie woła. Nie mogłam się
dłużej chować. Musiałam wyjść, żeby nie wzbudzić jego podejrzeń.
Moje
ciało zalała fala adrenaliny gdy wyszłam i zobaczyłam jego zniecierpliwioną
minę. Siedział na skraju łóżka, i czekał na mój ruch. Podeszłam więc do niego i
nachyliłam się, szepcząc mu do ucha:
-
Więc od czego chcesz, bym zaczęła? – Moje ręce wylądowały na jego wielkiej
klatce piersiowej i powoli zjeżdżały na dół, a ja siadłam na jego kolanach.
Czułam, że jest podniecony. Było to tak obrzydliwe, że ledwo udało mi się
powstrzymać grymas na twarzy. Nie mogłam dać po sobie poznać, jak naprawdę się
czułam. To zaszło już za daleko... Usłyszałam w uchu krótkie "wchodzimy" i dziękowałam w myślach Tomowi, za wyczucie czasu.
Potwierdzeniem słów Toma był nagły huk, a zaraz potem drugi i tupot wielu nóg.
Odetchnęłam
z ulgą, bo zrozumiałam, że jestem uratowana.
Rozległy
się strzały, i dopiero wtedy Drwala coś tknęło i chciał rzucić się do ucieczki.
Zrzucił mnie ze swoich kolan, lecz mój szybki refleks pozwolił mi wstać i
powalić go na podłogę jednym z tych sprytnych sposobów, których uczą na
zajęciach samoobrony.
-
Ty dziwko! – wrzasnął próbując mnie zrzucić, lecz nie udało mu się, bo jedną
ręką przygwoździłam jego wykręcone do tyłu ręce, a kolanem trzymałam jego ciało
i przygniatałam go do ziemi. Sięgnęłam do jego paska, wyciągając zza niego
pistolet, który przez cały czas miał przy sobie.
W
jednej chwili do pomieszczenia wpadł jeden z jego ochroniarzy, który widząc co
się dzieje, i prawdopodobnie słysząc jego wcześniejszy wrzask, wpadł celując we
mnie pistoletem, który odpalił w tym samym momencie, w którym uniosłam rękę i
posłałam śmiertelną dla niego kulę prosto w jego głowę.
Myślałam,
że chybił, dopóki nie poczułam przeszywającego bólu, który odebrał mi dech w
piersiach. Na mój brzuch i udo spłynęła ciepła, lepka krew. Mój uścisk
momentalnie zelżał, co Drwal wykorzystał i zepchnął mnie na ziemię. Jedynie na
mnie spojrzał i chyba od razu postanowił, że mnie tu zostawi, bo i tak
wykrwawię się na śmierć, a on nie ma czasu do stracenia na kogoś tak mało ważnego jak ja.
Wybiegł,
a ja trzęsącą się dłonią sięgnęłam do boku, który palił żywym ogniem.
Zobaczyłam, że moja ręka jest cała czerwona od krwi, i pomimo tego, że
widziałam swoją krew już nie raz kiedy oberwałam mniej lub bardziej, zrobiło mi
się niedobrze.
Próbowałam
zatamować jakoś krwawienie dwoma rękami, ale ich siła z sekundy na sekundę
słabła, i czułam jak odlatuję.
Moja
głowa przekręciła się na bok a ciało prawie całe zwiotczało. Zobaczyłam tylko
ogromną plamę brunatnej krwi, w której teraz leżałam i Toma, który wbiegł do
pomieszczenia krzycząc coś.
Podbiegł
szybko do mnie, nie przejmując się, że będzie cały w mojej krwi. Ściągnął
podkoszulek, zmiął w kulę w ręce i przyłożył mocno do mojego boku. Rana tak
zabolała, że na moment odzyskałam świadomość i usłyszałam co do mnie mówi.
-
Amanda! Słyszysz mnie? – poczułam jak odpływam ponownie, bo twarz Toma zaczęła
się zamazywać, a ja słyszałam jego głos, jakby był coraz dalej. Umieszczony w
jakimś tunelu? – Amanda! Nie zasypiaj! Amanda... zostań ze mną, proszę. Nie
możesz zasnąć...
A
potem była już tylko ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz